Pakiet mobilności UE (transportowej)

Część pakietu mobilności zacznie obowiązywać w sierpniu 2020. Polskie firmy transportowe czeka kosztowna rewolucja.

Polska branża transportowa od początku prac nad dokumentem podnosiła, że spowoduje on wzrost kosztów i spadek konkurencyjności przewoźników m.in. z Polski, Bułgarii, Litwy i Łotwy. – Zachodnie firmy nie będą w stanie wypełnić luki po konkurentach z naszego regionu, więc z pewnością wrócimy na te rynki – ocenia Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska. Ministerstwo Infrastruktury podkreśla, że Polska sprzeciwia się przyjętym przepisom i rozważa ich zaskarżenie do Trybunału Sprawiedliwości UE.

– Parlament Europejski w ostatnim głosowaniu odrzucił zaproponowane poprawki do pakietu mobilności. Tym samym cały proces legislacyjny został zakończony. Mamy zbieżne stanowisko Parlamentu Europejskiego oraz Rady Unii Europejskiej i w momencie, kiedy projekty zostaną podpisane i opublikowane, staną się obowiązującym prawem – mówi agencji Newseria Biznes Maciej Wroński.

Pandemia koronawirusa nie zatrzymała prac nad europejskim pakietem mobilności, który Rada UE oficjalnie zatwierdziła w kwietniu br. Projekt został przez nią przegłosowany w pierwszym czytaniu, przy sprzeciwie dziewięciu państw, w tym Polski. 8 lipca Parlament Europejski zadecydował o odrzuceniu wszystkich poprawek do projektu. To oznacza koniec wielomiesięcznego procesu legislacyjnego nad nowymi przepisami, które dotyczą przewoźników drogowych.

W ciągu kilku dni nowe przepisy zostaną opublikowane w Dzienniku Urzędowym UE. Część z nich, m.in. przepisy dotyczące czasu prowadzenia pojazdu i odpoczynku kierowców, wejdą w życie po 20 dniach od publikacji, czyli już w sierpniu. Firmy transportowe mają więc raptem kilka tygodni, żeby się do nich przygotować.

– Trudno wskazać najbardziej dotkliwą spośród nowych regulacji, bo one wszystkie powodują, że nasi przewoźnicy będą mieli gorsze warunki funkcjonowania na europejskim rynku. Można powiedzieć, że firmy z bogatszej, zachodniej części Europy dostały pewien handicap. Suma tych wszystkich niedogodności i barier spowoduje, że nasze koszty będą znacznie większe niż koszty naszych kolegów z Europy Zachodniej – ocenia ekspert.

Komisja Europejska argumentowała, że pakiet mobilności ma na celu poprawę warunków pracy kierowców i wyrównanie zasad konkurencji na europejskim rynku. Jednak nowe regulacje od początku budziły sprzeciw państw Europy Środkowo-Wschodniej (w tym m.in. Polski, Litwy, Łotwy, Węgier, Rumunii i Bułgarii). Wskazywały one, że w obecnym kształcie są wyrazem gospodarczego protekcjonizmu i faworyzują przewoźników zachodnioeuropejskich.

NASK: nowe zagrożenie bezpieczeństwa czyli dezinformacja

Jak podkreśla prezes TLP, przykładem może być nakaz powrotu samochodu ciężarowego do kraju siedziby firmy co osiem tygodni, który nie ma żadnego uzasadnienia. Ten przepis zacznie obowiązywać w ciągu 18 miesięcy od publikacji. To oznacza, że samochody operujące w Europie Zachodniej będą musiały regularnie wracać do Polski.

– O ile powrót kierowcy co trzy, cztery tygodnie można by wytłumaczyć koniecznością poprawy jego warunków socjalnych, z czym oczywiście można polemizować, o tyle nie ma już żadnego uzasadnienia, dla którego samochód miałby wracać do kraju co dwa miesiące – tłumaczy Maciej Wroński. – Wszyscy jeździmy w te same miejsca, bo 80 proc. unijnej produkcji koncentruje się w państwach Beneluksu, we Francji, w Niemczech i północnych Włoszech. Ten przepis nie będzie więc stanowił żadnego problemu dla przedsiębiorców z Niemiec czy Francji, najwyżej kierowca przejedzie 150–200 km na pusto. Jednak przewoźnicy z takich państw jak Polska, Litwa czy Bułgaria będą musieli wracać po 600–800 km na pusto. 

Po zmianach, które wejdą w życie na początku sierpnia 2020, przewoźnicy będą musieli przeorganizować swoje rozkłady jazdy. Zgodnie z nowymi przepisami kierowcy w transporcie międzynarodowym muszą mieć zagwarantowaną możliwość regularnego odpoczynku, który powyżej 45 godzin nie może odbywać się w kabinie ciężarówki, ale w miejscu wyposażonym w odpowiednią infrastrukturę noclegową (np. hotelu), a koszty zakwaterowania będzie pokrywał pracodawca. Musi on również zorganizować pracę kierowców tak, żeby umożliwić im powrót do domu co trzy–cztery tygodnie, w zależności od harmonogramu czasu pracy.

Po półtora roku w życie wejdą także przepisy dotyczące delegowania pracowników, które dotyczyć będą firm transportu drogowego. Jak podkreśla Maciej Wroński, będzie to dla nich boleśnie odczuwalne. Chodzi m.in. o zmiany w rozliczaniu płac minimalnych (wyrównywanie ich do poziomów obowiązujących w państwach Europy Zachodniej) oraz brak możliwości zaliczania wypłacanych w Polsce dodatków (diet, ryczałtów) do wynagrodzenia kierowcy. Badanie OCRK wskazuje, że koszty pracownicze firm przewozowych mogą przez to wzrosnąć nawet o 30 proc.

– Co te zmiany powodują? Nie dość, że będziemy mieli takie same koszty pracy jak nasi konkurenci, to jeszcze będziemy zobowiązani polskimi przepisami krajowymi do wypłacania dodatkowych świadczeń kierowcom, które nie są przewidziane w tych państwach, do których jeździmy. Czyli będziemy mieli wyższe koszty pracy nawet niż przedsiębiorcy z Francji czy Niemiec i tu widzę największe zagrożenie – podkreśla prezes TLP.

Według portalu Statista („Size of the road freight market in Europe from 2010 to 2019”) europejski rynek towarowego transportu drogowego w 2018 roku był wart 341,5 mld euro, a w 2019 roku miał urosnąć do 355,1 mld euro. Polska miała największy udział w całkowitej liczbie tonokilometrów drogowego transportu towarowego przypadający na państwa członkowskie UE. Według prognoz przychody branży transportu drogowego towarów w Polsce mają wzrosnąć z 32,5 mld dol. w 2018 roku do 37,7 mld dol. w 2023 roku.

European Road Freight Transport 2020